Nowe rozdziały [015]
17.01-30.01
*
"Hermiona rozejrzała się dookoła, dostrzegając jak duże zrobiło się
zbiegowisko. Najwidoczniej krzyki zdziwaczałej nauczycielki dotarły do
wielu uszu. Teraz ci wszyscy uczniowie przeciskali się między sobą, żeby
jak najszybciej znaleźć się w swoich przytulnych pokojach wspólnych.
Zrobił się przy tym mały harmider i zamieszanie.
Dziewczyna spojrzała na Dracona. Musiała go o coś spytać, o coś bardzo ważnego, co nie dawało jej spokoju, lecz w tych warunkach każdy mógł usłyszeć jej pytanie, a i rozmowa nie zdawała się należeć do najłatwiejszych.
- Jutro na eliksirach… - starała się przekrzyczeć hałas - … musimy porozmawiać.
Zanim którekolwiek z nich zdążyło coś więcej powiedzieć, tłum Gryfonów i Krukonów podążających po schodach w górę, wciągnął ze sobą Hermionę."
Dziewczyna spojrzała na Dracona. Musiała go o coś spytać, o coś bardzo ważnego, co nie dawało jej spokoju, lecz w tych warunkach każdy mógł usłyszeć jej pytanie, a i rozmowa nie zdawała się należeć do najłatwiejszych.
- Jutro na eliksirach… - starała się przekrzyczeć hałas - … musimy porozmawiać.
Zanim którekolwiek z nich zdążyło coś więcej powiedzieć, tłum Gryfonów i Krukonów podążających po schodach w górę, wciągnął ze sobą Hermionę."
***
"Szczerze ? Gdybym nie znała mitologii, a on miałby na sobie inny
strój, pomyślałabym, że jest niesamowicie przystojnym aktorem bądź kimś
równie bogatym i sławnym.
A to był jedynie bóg z Asgardu, Loki."
A to był jedynie bóg z Asgardu, Loki."
***
"Sasuke stał za drzewem, ciesząc się faktem, że obserwowany przez niego
Tobi nie jest w stanie go wyczuć. Kłamstwo, którym był żywiony przez
tego człowieka, jak i przez Madarę – członków jego klanu, pękło w nim w
końcu za sprawą usłyszanych słów. Jak bańka mydlana, wylewając wciąż
nowe gorycze, złości i nieznane dotąd pragnienia,
Teraz przez tę gorycz obserwował postać oszusta, który pod murem wioski wydawał się być mały i słaby, taki sam jak Sasuke. Zapora, choć była dziurawa, utrzymywała na swym szczycie postać. Stał tam mężczyzna, pełen dumy. Zdawał się być gotowym na wszystko. Sasuke, rozpoznając w nim dawnego mistrza, wciągnął głośno powietrze. To był Kakashi Hatake, słynny wojownik, o którym już niemal zapomniano. Wiatr rozwiewał jego strój, którym tak stał – lekko splamiony czarną już krwią. Nie sposób nie przyznać – wyglądał jak bohater, który pojawia się w najwłaściwszym momencie. "
Teraz przez tę gorycz obserwował postać oszusta, który pod murem wioski wydawał się być mały i słaby, taki sam jak Sasuke. Zapora, choć była dziurawa, utrzymywała na swym szczycie postać. Stał tam mężczyzna, pełen dumy. Zdawał się być gotowym na wszystko. Sasuke, rozpoznając w nim dawnego mistrza, wciągnął głośno powietrze. To był Kakashi Hatake, słynny wojownik, o którym już niemal zapomniano. Wiatr rozwiewał jego strój, którym tak stał – lekko splamiony czarną już krwią. Nie sposób nie przyznać – wyglądał jak bohater, który pojawia się w najwłaściwszym momencie. "
***
"Im bardziej zagłębiała się w treść listu, tym bardziej jej ręka z
niedojedzonym tostem opadała na stół. Niedowierzające oczy przesuwały
się po linijkach tekstu napisanego czarnym atramentem. Jakby z oddali
dobiegały słowa Rona.
- Mama przesyła wam pozdrowienia. Pisze, że… - głos chłopaka stawał się coraz mniej wyraźny, zlał się z panującym dookoła hałasem.
Hermiona jeszcze raz przeczytała wiadomość, szukając jakiegoś dowcipu, który ukrył się między wierszami, którego wcześniej nie dostrzegła. Niestety, tym razem również go nie znalazła.
[...]
List mimo, że był niewielkich rozmiarów, ciążył w ręce dziewczyny niczym ogromny głaz. Uczniowie obojętnie przechodzili koło niej. Czas się zatrzymał, stale gnając do przodu. Kolejne tsunami pochłaniało Japonię, kolejny huragan udał się na spacer po miastach Stanów Zjednoczony. Lecz teraz była w Wielkiej Brytanii, mlekiem i miodem płynącej zielonej Brytanii."
- Mama przesyła wam pozdrowienia. Pisze, że… - głos chłopaka stawał się coraz mniej wyraźny, zlał się z panującym dookoła hałasem.
Hermiona jeszcze raz przeczytała wiadomość, szukając jakiegoś dowcipu, który ukrył się między wierszami, którego wcześniej nie dostrzegła. Niestety, tym razem również go nie znalazła.
[...]
List mimo, że był niewielkich rozmiarów, ciążył w ręce dziewczyny niczym ogromny głaz. Uczniowie obojętnie przechodzili koło niej. Czas się zatrzymał, stale gnając do przodu. Kolejne tsunami pochłaniało Japonię, kolejny huragan udał się na spacer po miastach Stanów Zjednoczony. Lecz teraz była w Wielkiej Brytanii, mlekiem i miodem płynącej zielonej Brytanii."
***
" [..]Oczy i gorąca czekolada! Błeh. Przecież tak naprawdę ten
facet to nic takiego. Po prostu jest pierwszym młodym nauczycielem i ma
fajny zarost. I klatę. To pociąga. Zacisnęła pięść. Nie interesował jej.
To tylko nauczyciel. Bez Julie czuła się samotna. Zwłaszcza mając na
głowie swoją Sprawę. Nie mogła nikomu nic powiedzieć, jeszcze nie. To
był jej problem i musiała poradzić sobie z nim sama. Zresztą Robert za
bardzo lubił mówić, a Julie? Powiedziałaby Robertowi. Nie czuła się z
tym dobrze, to byli jej przyjaciele, jednakże... Musiała o nich dbać,
nie mogli wiedzieć. Na razie miała jedno zadanie do wykonania. Już
niedługo, tylko rok i punkt kolimacyjny planu będzie możliwy.[..]
***
Dokładnie o północy Hermiona i Draco czekali już na szczycie najwyższej
wieży Hogwartu. Trzęsąc się z zimna wypatrywali w drzwiach postaci dwóch
niemalże przezroczystych mężczyzn, unoszących się nad ziemią.
Gwiazdy tej nocy świeciły nadzwyczaj mocno, zwiastując dobrą pogodę na kilka najbliższych dni. Pomimo ogromnego chłodu czekali cierpliwie z nadzieją, że być może ich poszukiwania nabiorą wreszcie jakiegoś kierunku.
Gryfonka szczelniej okryła twarz beżowym szalikiem mając nadzieję, że to chociaż odrobinę uchroni jej skórę przed ogromnym mrozem. Malfoy natomiast stał niewzruszony, oparty o kamienną barierę osłaniającą taras. Nagle zerwał się silny wiatr, którego nie sposób było pomylić z niczym innym. Ten rodzaj podmuchu zwiastował tylko i wyłącznie przebywanie w pobliżu ducha. No, może kilku duchów, biorąc pod uwagę siłę powiewu.
Gwiazdy tej nocy świeciły nadzwyczaj mocno, zwiastując dobrą pogodę na kilka najbliższych dni. Pomimo ogromnego chłodu czekali cierpliwie z nadzieją, że być może ich poszukiwania nabiorą wreszcie jakiegoś kierunku.
Gryfonka szczelniej okryła twarz beżowym szalikiem mając nadzieję, że to chociaż odrobinę uchroni jej skórę przed ogromnym mrozem. Malfoy natomiast stał niewzruszony, oparty o kamienną barierę osłaniającą taras. Nagle zerwał się silny wiatr, którego nie sposób było pomylić z niczym innym. Ten rodzaj podmuchu zwiastował tylko i wyłącznie przebywanie w pobliżu ducha. No, może kilku duchów, biorąc pod uwagę siłę powiewu.
***
- Już dawno straciło wszystkie swoje wartości – powiedziała głosem, tak bardzo innym od tego, który zapamiętałem.
Zerwał się wiatr, na co moja siostra jeszcze bardziej zatrzęsła się z zimna. Ktoś się do nas zbliżał. Wyczułem go już dawno, lecz zignorowałem ten fakt na korzyść Dyary. Ona była natomiast już tak słaba, że nie była w stanie rozpoznać nadchodzącego zagrożenia. Obiekt zbliżał się nieuchronnie w naszą stronę. Po chwili okazał się być nim chłopak, który natychmiast złapał zziębniętą dziewczynę, gdy ta miała właśnie upaść.
- A ty to kto? – spytałem. Mam to wszystko w dupie. Muszę wrócić do kwatery i to wszystko dobrze przeanalizować.
- Jestem jej kompanem z drużyny – wysoki, dobrze zbudowany brunet, trzymał Dyarę w mocnym uścisku, nie mając zamiaru jej puścić zapewne.
Zerwał się wiatr, na co moja siostra jeszcze bardziej zatrzęsła się z zimna. Ktoś się do nas zbliżał. Wyczułem go już dawno, lecz zignorowałem ten fakt na korzyść Dyary. Ona była natomiast już tak słaba, że nie była w stanie rozpoznać nadchodzącego zagrożenia. Obiekt zbliżał się nieuchronnie w naszą stronę. Po chwili okazał się być nim chłopak, który natychmiast złapał zziębniętą dziewczynę, gdy ta miała właśnie upaść.
- A ty to kto? – spytałem. Mam to wszystko w dupie. Muszę wrócić do kwatery i to wszystko dobrze przeanalizować.
- Jestem jej kompanem z drużyny – wysoki, dobrze zbudowany brunet, trzymał Dyarę w mocnym uścisku, nie mając zamiaru jej puścić zapewne.
***
"(...) - Ugh! – warknęła, kiedy znalazła się już w korytarzu. – Strasznie
ślisko, zimno i do tego wszystkiego wieje! – żaliła się wieszakowi,
który stał w hallu. – Po prostu UGH! – mruknęła, ściągając buty.
- Też się cieszę, że cię widzę, Hermiono! – powiedział rozbawiony Harry. Hermiona podskoczyła na jednej nodze, przestraszona.
- Harry, ile razy mam ci powtarzać, że masz mnie nie straszyć?!
- Nie mam zamiaru cię straszyć. Po prostu, ty zawsze mruczysz coś do siebie i nie słyszysz, że idę. Nie zganiaj na mnie(...)"
- Też się cieszę, że cię widzę, Hermiono! – powiedział rozbawiony Harry. Hermiona podskoczyła na jednej nodze, przestraszona.
- Harry, ile razy mam ci powtarzać, że masz mnie nie straszyć?!
- Nie mam zamiaru cię straszyć. Po prostu, ty zawsze mruczysz coś do siebie i nie słyszysz, że idę. Nie zganiaj na mnie(...)"
***
"- Gdyby ktoś na początku września powiedziałby mi, że ty i ja staniemy
się przyjaciółmi, wyśmiałabym go i skierowała na przymusowe leczenie. –
Hermiona wyciągnęła dłoń i pozwoliła, by na jej palcach osiadły drobne
płatki śniegu. Przyjrzała im się z fascynacją i powiedziała: - Piękne,
prawda? Takie delikatne, różne od siebie pod każdym względem, samotnie
nic nie znaczące krople zakrzepłej pary wodnej. Ale jeśliby je połączyć –
zetknęła czubki palców ze sobą, na których leżały białe gwiazdki – mogą
stworzyć coś niesamowitego i potężnego… lawinę śnieżną. – Ścisnęła
mocniej opuszki i pozwoliła, by drobinki śniegu roztopiły się. – Albo
mogą wzajemnie się zniszczyć, jeśli zbyt gwałtownie je zechcemy scalić –
westchnęła i opuściła rękę, strzepując z niej kropelki wody. – Nie
uważasz, że to się dzieje zbyt szybko?"
***
"- Chuck pukałam. - mówię prawie szeptem. - Wszystko dobrze ?
- Nic nie jest dobrze, Grace. - jego głos jest przesycony smutkiem. Otwiera po woli oczy. Dwie brązowe tęczówki obserwują mnie. Przechodzi mnie dreszcz niepokoju. Przecież wiem, że nie jest dobrze. Myślenie o tym nie pomoże.
- Jakoś to będzie. - robię kilka kroków do przodu i uśmiecham się blado. W jego oczach nie widzę nadziei. Czyżby Kapitol mu ją zabrał ?
- Nie kłam Grace, za dobrze cię znam. - wzdycha. To prawda. Ten chłopak bardzo dobrze mnie zna, choć przyjaźni się jakoś nie pełne dwa lata.
- A co mam powiedzieć ?! Że umrzemy ! To cię zadowoli ! - krzyczę, a dłonie mi się trzęsą.
- Nie krzycz. - szepcze.
- Przepraszam. Ale czego ode mnie oczekujesz ? - pytam, a głos mi drży. Nie potrafię się uspokoić. "
- Nic nie jest dobrze, Grace. - jego głos jest przesycony smutkiem. Otwiera po woli oczy. Dwie brązowe tęczówki obserwują mnie. Przechodzi mnie dreszcz niepokoju. Przecież wiem, że nie jest dobrze. Myślenie o tym nie pomoże.
- Jakoś to będzie. - robię kilka kroków do przodu i uśmiecham się blado. W jego oczach nie widzę nadziei. Czyżby Kapitol mu ją zabrał ?
- Nie kłam Grace, za dobrze cię znam. - wzdycha. To prawda. Ten chłopak bardzo dobrze mnie zna, choć przyjaźni się jakoś nie pełne dwa lata.
- A co mam powiedzieć ?! Że umrzemy ! To cię zadowoli ! - krzyczę, a dłonie mi się trzęsą.
- Nie krzycz. - szepcze.
- Przepraszam. Ale czego ode mnie oczekujesz ? - pytam, a głos mi drży. Nie potrafię się uspokoić. "
***
Następne nowe rozdziały- ok. 13.02
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz