Nowe rozdziały [014]
24.12-16.01
*
"Rozbudziłam się dość wcześnie, zerknęłam na zegarek na którym wskazówka
pokazywała szóstą. Nie czułam się wypoczęta, okropnie bolała mnie głowa i
miałam zaropiałe oczy. Nadszedł wreszcie ten dzień, dzień w którym
miałam wyjść z tych białych czterech ścian przesiąkłych zapachem
chemikaliów i pleśni. Rozejrzałam się po pokoju i poczułam kropelkę
spływającą po prawym policzku. Zamknęłam oczy i spróbowałam wymazać
wszystkie myśli, ale one i tak sprowadzały mnie do sytuacji z mojego
snu, który przeżyłam kilka godzin wcześniej. Dominic. We własnej
wyobraźni sprawiłam, że moje największe marzenie się spełniło. Był tak
blisko, czułam jego zapach, jego dotyk, słyszałam jego szept. Dotknęłam
palcem ust, na których złożył swój pocałunek. Czułam się dziwnie,
zdawało mi się, że zwariowałam. Fantazjowałam o chłopaku mojej
przyjaciółki, która chyba by mnie zabiła, gdyby się o tym dowiedziała.
Była przecież w niego tak wpatrzona, że nie zdołałaby się nim podzielić.
Wzięłam głęboki wdech, aż zakręciło mi się w głowie.
-Wszystko w porządku?-"
-Wszystko w porządku?-"
***
"- Alice chyba całkiem nieźle sobie radzi jako ścigająca – postanowiła w końcu zagadać do Franka Longbottoma.
- Taak, jest niesamowita – odpowiedział rozmarzony. – To znaczy, radzi sobie niesamowicie dobrze jak na pierwszy mecz – dodał szybko poważniejąc. Lily jednak dobrze wiedziała co znaczyło to przejęzyczenie. Postanowiła iść za ciosem i pociągnąć ten temat.
- Wiem, że będzie jej bardzo miło, jeżeli powiesz jej to po meczu – oznajmiła znacząco.
Frank odwrócił głowę w jej stronę i wpatrywał się w nią przez chwilę. W jego oczach widziała iskierkę nadziei. Lily uśmiechnęła się szeroko i lekko skinęła głową."
***
- Taak, jest niesamowita – odpowiedział rozmarzony. – To znaczy, radzi sobie niesamowicie dobrze jak na pierwszy mecz – dodał szybko poważniejąc. Lily jednak dobrze wiedziała co znaczyło to przejęzyczenie. Postanowiła iść za ciosem i pociągnąć ten temat.
- Wiem, że będzie jej bardzo miło, jeżeli powiesz jej to po meczu – oznajmiła znacząco.
Frank odwrócił głowę w jej stronę i wpatrywał się w nią przez chwilę. W jego oczach widziała iskierkę nadziei. Lily uśmiechnęła się szeroko i lekko skinęła głową."
***
" Sakura nie ma już sił by stać.
Widzę, jak upada w dół, a ostatnim gestem chwyta moją koszulę i ciągnie mnie za sobą. Nie ma w tym geście nic pięknego, sentymentalnego. Jedynie rozpaczliwy, straszny romantyzm. Gałąź wbija się w miękką, bagnistą ziemię, przybijając ciało do gruntu. Jak obraz do ściany... Wiszę nad nią. Ona otwiera usta, jak ryba, która pragnie wody. Zaciska bardziej palce na moim ubraniu, jakby obawiała się, że umknę. Nie przejmuj się... Skoro nie wróciłem, to i drugi raz odejść nie mogę. Nie umiesz umierać, choć robisz to niepierwszy raz..."
Widzę, jak upada w dół, a ostatnim gestem chwyta moją koszulę i ciągnie mnie za sobą. Nie ma w tym geście nic pięknego, sentymentalnego. Jedynie rozpaczliwy, straszny romantyzm. Gałąź wbija się w miękką, bagnistą ziemię, przybijając ciało do gruntu. Jak obraz do ściany... Wiszę nad nią. Ona otwiera usta, jak ryba, która pragnie wody. Zaciska bardziej palce na moim ubraniu, jakby obawiała się, że umknę. Nie przejmuj się... Skoro nie wróciłem, to i drugi raz odejść nie mogę. Nie umiesz umierać, choć robisz to niepierwszy raz..."
***
"- Bez żadnych wstępów i zbędnej paplaniny: znaleźliśmy Lokiego.-
gwałtownie wciągnęłam powietrze do płuc. Tak jak większość, byłam
zaskoczona. Z tą różnicą, że ja niezbyt mile.
- Gdzie?- agentka Romanov od razu przeszła do rzeczy.
- Puente Antiguo w Nowym Meksyku- odpowiedział Bruce, a ja poczułam się, jakby ktoś wylał mi na głowę kubeł zimnej wody. Przecież to właśnie w tamtym miasteczku mieszka Jane!"
- Gdzie?- agentka Romanov od razu przeszła do rzeczy.
- Puente Antiguo w Nowym Meksyku- odpowiedział Bruce, a ja poczułam się, jakby ktoś wylał mi na głowę kubeł zimnej wody. Przecież to właśnie w tamtym miasteczku mieszka Jane!"
***
"Elena zmarszczyła czoło; po chwili wiedziała już skąd dochodzą
głosy. Podbiegła do okna na końcu korytarza i dyskretnie przez nie
wyjrzała. Byli tam. Zdenerwowani, patrzyli na siebie złowrogo. A potem
usłyszała coś, co jeszcze bardziej zakłóciło jej racjonalne myślenie.
Coś, co wiedziała już wcześniej, ale nadal wywierało na niej ogromne
emocje."
***
"- Czego szukasz?
- Ukojenia, Charlie – odparła cicho. – Ukojenia dla własnych myśli.
- Prosisz – masz! Oto jestem, o pani, na twe życzenie! – powiedział chłopak radosnym tonem, przyciągając ją do siebie.
- Przestań – mruknęła, wyrywając mu się. – To nie pora na żarty."
- Ukojenia, Charlie – odparła cicho. – Ukojenia dla własnych myśli.
- Prosisz – masz! Oto jestem, o pani, na twe życzenie! – powiedział chłopak radosnym tonem, przyciągając ją do siebie.
- Przestań – mruknęła, wyrywając mu się. – To nie pora na żarty."
***
"Rozejrzała się wokół siebie. Antykwariat pogrążony był w półmroku.
Jedyne źródło światła stanowiły unoszące się w powietrzu zielone świece.
Na zakurzonych regałach i stolikach leżały zakurzone księgi, zakurzone
serwisy to herbaty, zakurzone, czteroramienne świeczniki z barokowymi
rzeźbieniami, zakurzone buteleczki z niezidentyfikowaną zawartością...
Jednak zdecydowanie najwięcej było książek. Małych i dużych; tych
wielkości znaczka pocztowego i tych tak ogromnych, że przypominały
kufry, obok których leżały; były tu tomy tak zakurzone, że nie można
było dostrzec tytułu i takie, które najwyraźniej ktoś –
najprawdopodobniej Mary – przeglądał, bo warstewka brudu miała najwyżej
dwa dni.
— Jest... klimatycznie — wyszeptała Lily."
— Jest... klimatycznie — wyszeptała Lily."
***
""O godzinie 15 postanowiłam, że w końcu wybiorę się do gildii. Nawet nie
patrząc przed siebie, weszłam do budynku i usiadłam koło Kany z
kieliszkiem w ręce.
-Weź mnie poratuj paroma kieliszkami, bo mnie coś zaraz trafi.
-Pewnie!
Alberona nalała mi alkoholu, a po drugiej szklance obok pojawił się uśmiechnięty Kin. Z Mią przyklejoną do nogi.
-Wiesz… Właśnie dowiedziałem się ciekawej rzeczy.
-Jakiej znowu?
Chłopak wyszczerzył się jeszcze bardziej i pokazał zdjęcie z festiwalu, gdzie całowałam Laxusa.
-Nie mówiłaś, że masz faceta!
-Bo nie mam. Nie wyciągaj pochopnych wniosków. Równie dobrze moi dzisiejsi gości mogliby powiedzieć coś podobnego. A chyba tego nie chcesz.
-Ha-hai…"
[...]
"Walka trwała już naprawdę długo. Zarówno my, jak i nasi przeciwnicy byliśmy padnięci. Aya walczyła z dwójką z nich i jednocześnie chroniła klienta. Co było naprawdę trudne i zabierało jej mnóstwo sił. W końcu udało mi się pozbyć jednego z moich przeciwników. Ayi również. Jednak nie była wstanie odeprzeć ataku drugiego z nich. Nie namyślając się nawet przebiłem, drugiego z walczących ze mną magów, na oślep i rzuciłem się na pomoc Ayi. Wiedziałem, że nie będę w stanie sparować ataku. Zasłoniłem więc ją własnym ciałem, w momencie kiedy ostre kamienie praktycznie dotarły do celu. Bronią mogłem tylko zmniejszyć swoje obrażenia. Poczułem ból. Następnie usłyszałem już tylko krzyk tej czarnowłosej cholery i widok wciąganego w otchłań maga ziemi. Potem była tylko ciemność."
-Weź mnie poratuj paroma kieliszkami, bo mnie coś zaraz trafi.
-Pewnie!
Alberona nalała mi alkoholu, a po drugiej szklance obok pojawił się uśmiechnięty Kin. Z Mią przyklejoną do nogi.
-Wiesz… Właśnie dowiedziałem się ciekawej rzeczy.
-Jakiej znowu?
Chłopak wyszczerzył się jeszcze bardziej i pokazał zdjęcie z festiwalu, gdzie całowałam Laxusa.
-Nie mówiłaś, że masz faceta!
-Bo nie mam. Nie wyciągaj pochopnych wniosków. Równie dobrze moi dzisiejsi gości mogliby powiedzieć coś podobnego. A chyba tego nie chcesz.
-Ha-hai…"
[...]
"Walka trwała już naprawdę długo. Zarówno my, jak i nasi przeciwnicy byliśmy padnięci. Aya walczyła z dwójką z nich i jednocześnie chroniła klienta. Co było naprawdę trudne i zabierało jej mnóstwo sił. W końcu udało mi się pozbyć jednego z moich przeciwników. Ayi również. Jednak nie była wstanie odeprzeć ataku drugiego z nich. Nie namyślając się nawet przebiłem, drugiego z walczących ze mną magów, na oślep i rzuciłem się na pomoc Ayi. Wiedziałem, że nie będę w stanie sparować ataku. Zasłoniłem więc ją własnym ciałem, w momencie kiedy ostre kamienie praktycznie dotarły do celu. Bronią mogłem tylko zmniejszyć swoje obrażenia. Poczułem ból. Następnie usłyszałem już tylko krzyk tej czarnowłosej cholery i widok wciąganego w otchłań maga ziemi. Potem była tylko ciemność."
***
"Są trzy negatywy tego, jeżeli można to tak określić, spotkania. Po
pierwsze - tu skrzywiła się nieznacznie. - jest mi niedobrze od tych
wszystkich dropsów, które we mnie wcisnął Dumbledore.
- A kolejne dwa? - warknął Syriusz.
Zmrużyła oczy
- Przestań na mnie warczeć, Syriuszu. - syknęła.
- Dlaczego to zrobiłaś?!
- Zjadłam tyle dropsów? Sam wiesz jaki jest Dumbledore...
- Dobrze wiesz o co mi chodzi! Dlaczego wzięłaś na siebie całą winę?!"
***
- A kolejne dwa? - warknął Syriusz.
Zmrużyła oczy
- Przestań na mnie warczeć, Syriuszu. - syknęła.
- Dlaczego to zrobiłaś?!
- Zjadłam tyle dropsów? Sam wiesz jaki jest Dumbledore...
- Dobrze wiesz o co mi chodzi! Dlaczego wzięłaś na siebie całą winę?!"
***
"Całował tak dobrze, jak pamiętałam. Co ja mówię?! Lepiej! Czułam się jak
w transie i nawet nie zaprotestowałam, kiedy pociągnął za bluzkę i
odpadły z niej wszystkie guziki. Ściągnął ją. Więcej, zaczęłam rozpinać
jego koszulę i teraz był tylko w spodniach.
Jego dłonie pieściły moje ciało, a nasze języki odstawały dziki taniec.
Nie potrzebne były nam słowa, aby wyrazić co teraz odczuwaliśmy. Pocałunki mówiły same za siebie. Wiedziałam, że Potter mnie kocha, pragnie, a nasze rozstanie było dla niego wielką karą, która właśnie została przerwana i wszystko będzie jak daw…"
Jego dłonie pieściły moje ciało, a nasze języki odstawały dziki taniec.
Nie potrzebne były nam słowa, aby wyrazić co teraz odczuwaliśmy. Pocałunki mówiły same za siebie. Wiedziałam, że Potter mnie kocha, pragnie, a nasze rozstanie było dla niego wielką karą, która właśnie została przerwana i wszystko będzie jak daw…"
***
"Hermiona pojawiwszy się wśród małej grupki opuszczającej klasę,
dostrzegła chłopaka, lecz jej wzrok nie spoczął na nim na dłużej.
Ruszyła samotnie korytarzem w kierunku schodów. Wyładowana książkami
torba dyndała jej na ramieniu. Malfoy zrównał się z dziewczyną, która
nawet nie zaszczyciła go spojrzeniem. "Do trzech razy sztuka, a potem
przestanę liczyć" pomyślał Ślizgon."
***
"Ramię w ramię weszliśmy do środa czujnie rozglądając się na boki.
Znaleźliśmy się w obszernym, białym holu. Pod ścianami w rzędach były
ustawione krzesełka. Wszędzie krzątały się pielęgniarki w bladozielonych
kitlach, co chwilę krzycząc do siebie jakieś niezrozumiałe dla mnie
słowa. Jako, że pomieszczenie było świetnie oświetlone, a ja będąc
ubrany w czarne spodnie i koszule „trochę” wyróżniałem się na tle
jasnego otoczenia, jak najszybciej chciałem to załatwić. Ignorując
spojrzenia personelu podszedłem do recepcji i spytałem:
- Gdzie leży Sakura Haruno? – na mój głos kobieta za biurkiem drgnęła, bacznie lustrując mnie swoimi brązowymi oczyma. Okulary zjechały jej na nos, tworząc dość śmieszne zjawisko."
- Gdzie leży Sakura Haruno? – na mój głos kobieta za biurkiem drgnęła, bacznie lustrując mnie swoimi brązowymi oczyma. Okulary zjechały jej na nos, tworząc dość śmieszne zjawisko."
***
Tak, wiem, Nowe rozdziały [014] miały się ukazać dwa tygodnie temu. Nie bijcie. :->
Numer 15 ukaże się jakoś w trakcie moich ferii zimowych (28-10).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz